RejOn. Szybka lekcja o poczuciu przynależności

16 października 2020 r.

Miarowy stukot naszych kroków niósł się po pustym korytarzu. W ręku mocno trzymałyśmy białe teczki z numerem klasy i dużym logo naszego przedsięwzięcia. Ewa i Martyna też niosły takie taczki, ale bez stresu – asystowały już w ubiegłym roku. Dla nas, drugoklasistek zaangażowanych w organizację RejOn-u, było to poważne zadanie. Sprostać, zaciekawić, nie znudzić, a co najważniejsze, przekazać i wydobyć spod powłoki faktów i informacji coś, co okazało się rozwiązaniem zagadki nurtującej nas, gdy to my stawiałyśmy pierwsze kroki w Reju. Tajemnica ciepłego przyjęcia nas do Szkoły ujawniła się dopiero, gdy same miałyśmy zapewnić je nowym Rejakom.

Prace nad przygotowaniami RejOn-u ruszyły już na początku roku, zapełniając poniedziałkowe długie przerwy i wrześniowe wieczory. Niezastąpieni Absolwenci, członkowie SMR-u, wraz z Paniami Profesor Agnieszką Kraszewską i Katarzyną Sałkiewicz, po raz kolejny mieli przygotować etapy wyjątkowej, wręcz jedynej takiej, zabawy integracyjnej. Ich rzetelna praca pozwoliła nam, Asystentom Gry, pobiec w mglisty poranek 16 października 2020 r. do sali 37, odebrać materiały i wiedzieć już absolutnie wszystko.

W tamtych tygodniach my także nie próżnowałyśmy. Gdy odbywały się negocjacje dotyczące terminu RejOn-u i wnikliwe analizy prognozy pogody, „zabierałyśmy” nauczycielom godziny wychowawcze, by poddać się sprawdzianowi umiejętności prezentacji i odwagi, która pomagała nam przekuć stres w uśmiech i stanąć przed rzędem ławek, w których siedziało trzydzieści nieznanych nam osób – młodych Rejaków. Naszym zadaniem było przekazanie im wiedzy o dziejach naszego Liceum. My występowałyśmy we dwie, Dominik, mający doświadczenie z ubiegłego roku, prezentował sam.

Nie obyło się bez potknięć, błędów w wymowie, zbyt szybko przesuniętych slajdów, jednak z każdą kolejną, odwiedzoną klasą kartki stawały się nam mniej potrzebne, kwitły uśmiechy, w odpowiednich momentach uzupełniałyśmy jedna drugą w sposób coraz bardziej zgrany i naturalny, a nasza sympatia do pierwszaków rosła wprost proporcjonalnie do spędzanego z nimi czasu.

I gdy tak stałyśmy, snując opowieść o Reju i Rejakach, a młodsi uczniowie pytali nas o rady i nasze wrażenia z pierwszych dni poprzedniego roku, powoli zdawałyśmy sobie sprawę, że występujemy tu jako „doświadczone Rejaczki” i, co więcej, nie wiemy nawet, kiedy weszłyśmy w te role.

Wtedy właśnie zasłona spowijająca naszą świadomość opadła i ukazała powód, dla którego opowiadałyśmy o początkach Szkoły Mikołaja Reja. Omawiając po kolei wszystkie etapy ponad stuletniej Jej historii, chciałyśmy pokazać, że w tych odległych czasach rozwinięto nić, która łączy nas teraz i tutaj, dzięki której staniemy się kolejnym rozdziałem tej historii. Wyjaśnianie coraz młodszym rocznikom znaczenia słów dewizy „Macte animo” to odbycie szybkiej lekcji o poczuciu przynależności.

Bogatsze o doświadczenie wyniesione z tych lekcji, miałyśmy spotkać się z klasami po raz drugi. Przyszedł czas, żebyśmy stały się inicjatorkami zmagań pierwszoklasistów z czterema etapami gry RejON.

Gdyby ktoś przyjrzał się zachowaniu uczniów Liceum przy placu Małachowskiego w tamten zimny poranek 16 października, wydałoby mu się ono co najmniej dziwne. Dostrzegłby grupki liczące schody lub z oddaniem szukające czegoś na ścianach. Zainteresowałoby go też z pewnością zbiegowisko na korytarzu drugiego piętra, gdzie kilkanaście osób poważnie dyskutowało o pisowni pewnego nazwiska – z czy bez „d” na końcu? (Podpowiadamy, z „d”) Zdecydowanie, nasz baczny obserwator chciałby interweniować, widząc dwie osoby klęczące na parapecie, ale tylko dopóki nie dostrzegłby, że w tej pozycji fotografują one spoczywające na boisku ciała ułożone w trzyliterowe nazwisko – jakżeby inaczej – „Rej”.

Kogo te zabawy nie zdołały zainteresować na tyle, by unieść głowę znad telefonu, niech zatrzyma to dla siebie. Kto bawił się wyśmienicie – wiemy bez deklaracji.

Gdy grupy szukały odpowiedzi na kolejne pytania, my przycupnięte, dyskretnie podliczałyśmy dotychczasowe sukcesy, a podczas trudnego zadania zebrania całej klasy i odbycia pielgrzymki po płaszcze, miałyśmy ostatnią szansę, by rzucić okiem na trasę spaceru – kluczowego elementu całego przedsięwzięcia.

Wtedy wspólnie mogliśmy już ruszać, poznać „rejon”, włączyć się w życie bezpośredniego sąsiedztwa Szkoły. Ręce marzły a maseczki uwierały, ale dzielnie przemieszczaliśmy się od punktu do punktu, z przerwami na zdjęcie przy fontannie lub entuzjastyczne machanie do spotkanej przypadkowo innej klasy pierwszej.

Wszystkie historyczne ciekawostki o okolicznych budynkach miały być lekarstwem przeciw rutynie, która zagraża, gdy co dzień przemierza się tę samą trasę, znając już każdą dziurę w chodniku. Czymże byłyby wspomnienia licealnych lat bez tła w postaci dzwonów kościoła św. Trójcy, bez zwyczajowego „Nie, dziękuję” w odpowiedzi na propozycję kupna używanych podręczników, bez przecinania jezdni na placu Dąbrowskiego, bez biegu po Saskim?

Otrzyjmy teraz łzę tęsknoty, pozbawieni tych miłych okruchów codzienności w wirtualnym świecie, i poczujmy się wyróżnieni. Nikt nie spojrzy na ten nasz „rejon” tak jak my, Rejacy.

 

Zuzia i Zosia z grupy SMR

 

Gratulujemy zwycięzcom RejOn-u i dziękujemy uczestnikom gry, którzy sprawili, że wiszące wówczas widmo zamknięcia szkół rozpłynęło się tego dnia jak Pałac Kultury w porannej mgle.